Translate

7.09.2009

NORWEGIA 2009

Pomysł na urlop wakacyjny narodził się w czasie ferii zimowych. Cel był jasny – Norwegia. Dlaczego właśnie tam? Ponieważ nikt z ekipy tam nie był, wakacje raczej spędzaliśmy na południu Europy, a wielu znajomych, którzy byli w Norwegii, polecali ten zakątek ziemi. Początkowo, biorąc się do planowania trasy zrobiłem jej zarys, odnalazłem w internecie w miarę tanie hotele, policzyłem koszt paliwa, promów, noclegów oraz jedzenia i... przeraziłem się. Przy czterech osobach w Skodzie Superb 2.0 TDI 140KM koszt 10-dniowej wyprawy wyniósłby ok.5000PLN na osobę (przy przebiegach dziennych ok. 800km, co przy ograniczeniach skandynawskich byłoby po prostu niemożliwe do przejechania).



Wtedy przyszła inna myśl – kamper. Znów szukanie w internecie i jest... Sześcioosobowy, ponad 7-metrowy, nowy kamper (gdyż do naszej czwórki dołączył jeszcze jeden kolega) na bazie Fiata Ducato, z klimatyzacją, bez limitu kilometrów, z wyposażeniem dodatkowym w standardzie. To jest to! Policzyłem szacowany koszt urlopu – 2400PLN/os za 10-dniową wyprawę trasą: Polska-Litwa-Łotwa-Estonia-Finlandia-Norwegia-Szwecja-Polska (6500km). Ekipa oddała planowanie w moje ręce, więc zabrałem się do roboty.

Po pierwsze - jak się tam dostać? Z zarysu trasy przyjąłem prom Tallin-Helsinki, a powrót mostem Szwecja-Dania. Udałem się do Orbisu i tam bez problemu zarezerwowałem w/w prom (koszt przy rezerwacji w kwietniu na termin sierpniowy – 1020PLN), następnego dnia telefon od miłej Pani z Orbisu: „- A jak Pan chce wrócić?” Odpowiedziałem, że mostem przez Danię. Na co Pani zaproponowała mi promocję na prom STENA BALTICA Karlskrona-Gdynia. Po przeliczeniu okazało się, że ten powrót będzie tańszy i mniej męczący (zamiast jazdy samochodem non stop - noc w 5-osobowej kabinie z oknem i łazienką) – koszt 950PLN. Mamy więc start i koniec, a co w środku?


Nocleg w camper-parku wśród jezior fińskich, wioska św. Mikołaja i fiordy... To był zarys. Trasa będzie ustalana z dnia na dzień. Musimy zdążyć na prom w Tallinie, a potem na prom w Karlskronie.

Nadszedł dzień wyjazdu, spakowaliśmy jedzenie i rzeczy osobiste do dwóch osobówek i w drogę. Wyjechaliśmy o godz. 4 rano do Firmy Certo-Camp, by stamtąd o godz. 8.30 wyjechać do Tallina. Cały dzień i noc jazdy, zmiana czasu, ale zdążyliśmy i w porcie byliśmy dwie godziny przed wypłynięciem.


Wjazd na prom i drzemka na pokładzie, by po trzech godzinach podróży wyjechać na ląd w Helsinkach.


Po 250km podróży odnaleźliśmy miejscowość, gdzie miał się znajdować camper-park. Koordynaty zaprowadziły nas na... lotnisko.


Okazało się, że ludzie w pobliskiej aptece (bardzo mili) wskazali nam drogę do gospodarstwa agroturystycznego, gdzie mogliśmy stanąć na noc (miejsce otoczone jeziorami ze wszystkich stron, do którego dojazd jest tylko przez jeden most).


Pan powiedział, że ma przyjaciół spod Krakowa i lubi Polaków. Mogliśmy opróżnić zbiornik brudnej wody w samochodzie, uzupełnić wodę, skorzystać z sali biesiadnej do spożywania posiłków oraz z WC i prysznica (całość za 5 dorosłych osób + kamper wyniosła... 11euro). Odpoczęliśmy po długiej podróży, z leśnej ambony zobaczyliśmy piękno miejsca, w którym się znaleźliśmy, odwiedziliśmy prywatną przystań gospodarzy z sauną nad samą wodą, poszukaliśmy w lesie grzybów, potem grill i nocleg.


Następnego dnia objęliśmy kierunek – Rovaniemi, po drodze mijając miejscowości, w których Adam Małysz zdobywał medale. Do celu dotarliśmy ok. godz. 20-tej. Zwiedziliśmy wioskę św. Mikołaja w Napapiiri, gdzie znajduje się poczta, do której dochodzą listy od dzieci z całego świata oraz Dom św. Mikołaja (wioska niestety w sierpniu jest zamknięta).


Przekroczyliśmy koło podbiegunowe i na najbliższej stacji benzynowej ułożyliśmy się do snu (tu uwaga: większe stacje benzynowe są wyposażone w szambo do spuszczenia wody brudnej oraz możliwość uzupełnienia wody czystej – gratis). Posiłki w czasie podróży spożywaliśmy na parkingach przy trasie, gdzie zawsze była czysta ubikacja z ciepłą wodą, pomieszczenie do opróżnienia toalety, stoliki i krzesła do spożycia posiłku i bez przerwy przepiękne widoki na zieleń, góry i wodę.


Przy śniadaniu decyzja – jedziemy na Nordkapp. Być za kołem podbiegunowym i nie wjechać na Nordkapp to grzech. Trasa się przedłuża, ale damy radę – kierunek Przylądek Północny.

Wjazd na Nordkapp jest drogi, choć bilet upoważnia do pobytu na tamtejszym parkingu dwa dni (nasz kamper miał ponad 7m długości + 5 osób dorosłych = ok. 250PLN/os za dwukrotny przejazd przez tunel pod fiordem + wjazd na Nordkapp liczony od osoby).


Ale w końcu nie codziennie jest się na Nordkapp, prawda? Pogoda była kiepska, wiało i padał deszcz, ale wrażenia niesamowite – zdobyliśmy najbardziej na północ wysunięty punkt Europy! Z powodu warunków atmosferycznych nie zabawiliśmy tam długo i wróciliśmy na trasę... Teraz przed nami fiordy.


Od następnego dnia podróżowaliśmy tylko do zachodu słońca (a słońce zachodziło dość późno), by nie tracić przepięknych widoków. Kamera i aparaty były non stop w użyciu. Góry pokryte śniegiem, woda, zieleń, renifery chodzące spokojnie po drodze... Coś niesamowitego. Można jechać i jechać z zapartym tchem (jechać przepisowo, gdyż mandaty są drogie, a poza tym, jak przed maską spokojnie drogę przeszedł nam łoś, nie zważając na ruch, wiedzieliśmy, dlaczego są tam takie ograniczenia prędkości). Za każdym zakrętem pojawiał się nowy, piękny widok. Zachwycała cisza, mały ruch na drodze, pozdrawianie się „kamperowców”, uprzejmość... W Norwegii nikt nigdzie się nie spieszy. Noclegi na stacjach benzynowych – bezpieczne i tanie. Kiedy patrzyliśmy na podwórka, w co trzecim domu był kamper albo przyczepa kempingowa, w każdej miejscowości kemping, ceny umiarkowane (za nasz samochód i ekipę oraz podłączenie do prądu ok. 18euro). Przy okazji sprawdziliśmy ceny w kilku kempingach – są takie same lub podobne.


Postanowiliśmy, podziwiając piękno przyrody, zwiedzić też jakieś miasto. Wybór padł na Trondheim, skąd już na południe jadąc pozostał tylko prom w Karlskronie. Po drodze jeszcze oddaliśmy cześć Polakom, którzy zginęli pod Narwikiem (pomnik znajdował się przy trasie). Aby mieć kilka godzin na zwiedzanie Trondheim, dzień wcześniej jechaliśmy do godz. 1.30 zatrzymując się na parkingu przy początku trasy szybkiego ruchu prowadzącej do tego miasta. Tam oprócz przepięknej katedry, domków „na wodzie” (jak w Wenecji) i Starego Miasta natrafiliśmy na jakiś festyn przedwyborczy, święto studenckie i... paradę równości. Przy okazji mieliśmy okazję sprawdzić cenę żywności... duża pizza to równowartość 120PLN (tu uwaga: chleb można kupić wcześnie rano w sklepach „REMA 1000” za ok. 6PLN, inne rodzaje chleba to ok.25PLN i więcej za mały bochenek, resztę jedzenia lepiej wziąć z Polski).


I znów decyzja o wjeździe na Drogę Trolli (norw. Trollstigen). Ponieważ mieliśmy jeden dzień w zapasie, a wcześniej znajomy, który był w Norwegii stwierdził, że skoro już dojedziemy do Trondheim to musimy wjechać na Drogę Trolli – poświęciliśmy ten dzień na „kółeczko” tą drogą. Nie mieliśmy pojęcia co nas czeka do momentu, aż z parkingu zobaczyliśmy dwie ściany skalne i wodospad pomiędzy nimi, a na ścianach wiła się Droga Trolli.


„-Wyjeżdżamy?” – zapytał kolega ze strachem w oczach. Odpowiedziałem, że trudno nie wyjechać tak piękną drogą – w końcu po to tu przyjechaliśmy. Prosta..., zakręt 180 stopni..., prosta..., zakręt w drugą stronę... i tak kilkanaście razy... Raz z jednej strony, raz z drugiej coraz większa przepaść tuż przy kołach samochodu. Jako doświadczony kierowca uważam, że to najpiękniejsza i najniebezpieczniejsza droga jaką jechałem. Ale widoki i wrażenia są nie do opisania. Na samej górze znajdują się dwa tarasy widokowe umieszczone nad wodospadem. Z góry można podziwiać wijącą się „dróżkę” i małe samochodziki wspinające się na szczyt. W okolicznych sklepikach można kupić sobie małego lub dużego trolla lub inną pamiątkę.


Z wrażenia (chyba) zapomnieliśmy o jedzeniu i obiadokolację zjedliśmy ok. godz. 18.00 nad pięknym fiordem daleko od Drogi Trolli. Ostatni dzień to nudna trasa przez Szwecję na prom w Karlskronie.


Czas na podsumowanie... Trasa 7200km (przedłużona o Nordkapp i Drogę Trolli), czas – 10 dni, koszt – 2800PLN/os (wynajem kampera, promy, paliwo, jedzenie, opłaty, ubezpieczenie), wrażenia – nie do opisania, miłość do Skandynawii – od pierwszego wejrzenia... Co więcej? Chcę tam wrócić, na spokojnie, na 20-30dni ze swoją przyczepą. Polecam wszystkim, którzy chcą zachwycać się ciszą, spokojem, pięknem natury, kulturą kierowców, sympatią Skandynawów...

Żaden opis i żadne zdjęcia nie oddadzą piękna Norwegii. To po prostu trzeba zobaczyć „na żywo”… Kraina Reniferów to raj dla miłośników karawaningu.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz